24-08-2021, 01:28
- Udzieliłeś więc sobie najlepszej odpowiedzi. Moja perspektywa w gruncie rzeczy nie ma tu znaczenia - mówił do niego spokojnie, wręcz wyrozumiale, jakby chciał, żeby wiedział, że go nie oceniał. Obcy, ale po jego stronie, brzmi to porządnie, czyż nie? Dość gładko otrzymywał póki co, to co chciał. Może zbyt gładko. Ciężko było jednoznacznie stwierdzić czy miał do czynienia z kimś, kto był wybitnie naiwny czy też osobą wyjątkowo przebiegłą. Henry nie widział go wcześniej w Slytherinie, więc po swojemu uznał, że na ten moment był na bezpieczniej pozycji. Rozwiązywanie odkrywanych supłów przychodziło z pewnym opóźnieniem, ale najwyraźniej tu były potrzebne mniej drastyczne kroki. Pojedynek trwał w formie nieoficjalnej i żadne z nich nie zamierzało popełnić błędu. Zapewne do czasu, bo przecież w każdej grze potrzebny był zwycięzca.
Pragnienie, które posiadał Curtis, coraz bardziej przypominało kaprys. Potencjalnie coś bardziej zmiennego niż trwałego. Niestabilnego do utrzymania. Nie rozumiał kto rozsądny chciałby powracać do czegoś tak uciążliwego. Zatrzymywać przy sobie niechciany pakunek. Przypominało to włochate serce, z którym czarnoksiężnik nie potrafił się rozstać.
Yaxley ani myślał się odsłaniać czymkolwiek, nie traktując całej sytuacji ani trochę poważnie. Może sam miał kaprys, a może zbyt mocno upodobał sobie potrzebę rywalizacji i sprawdzenia swoich umiejętności. Chciał też poznać sposób w jaki jasnowłosy działał, co pozwalało mu na skuteczne wykorzystanie manewrów, które do tej pory nie były w stanie Yaxleya ruszyć. A teraz, on, Henry, stał w wypełnionej kurzem i ciemnością alejce, uciszając własny światopogląd. Dobrze znane mechanizmy użyte w kompletnym nieporozumieniu i wciąż liczący na znaczącą przewagę. Równocześnie nie był w stanie postawić się na jego miejscu, bo też nigdy nie miał na tyle znaczącej słabości, żeby chcieć się jej pozbyć.
- Nie wszystko musi przynosić określoną zmianę. Czasami zwyczajnie karmimy swoją ciekawość - odpowiedź była prosta do udzielenia. Nie musiał się nad tym głowić. Nie musiał też bawić się w żadne typowe gry słowne i obdarzać go komplementami. Z powodu też ciszy i namiastki prywatności cenił tę część biblioteki. Było tu wszystko czego potrzebował, a równocześnie można było poczuć na karku oddech ryzyka, że ktoś w każdej chwili postanowi tam wejść po jedną z zapomnianych książek. Na szczęście, zainteresowanie rytuałami nie było aż tak duże, żeby ktoś tak po prostu się zapuścił. Wliczając w to samą bibliotekarkę, która trzymała się bardziej w pobliżu regałów z książkami fabularnymi.
Traktował to jak transakcję, więc dyskrecja była tym bardziej wskazana. Pomyślał o tym, skoro już Curtis zdecydował się to ciągnąć, mając ewidentny interes do niego. Henry nie wierzył w bezinteresowność, więc nie miało jak to go zaskoczyć.
- Mało kto decyduje się na udział w czymś tak niejasnym. Życie to cenna wartość - to nadal było za mało. Powinien to przeczuć, pomimo tego, co robił, jak się poruszał, jak mówił, żeby zabrać mu więcej tlenu. Może w grę wchodziły narkotyki? Henry na nowo przymknął powieki, wdychając tę podstępną woń. A może jednak ten rytuał? Zatruta słodycz. Zastanawiał się czy nie czytał gdzieś o podobnych wrażeniach, sparaliżowanych zmysłach, tlących się pod piersią potrzebach, które wcześniej nie występowały. Ciało zachowywało się tak, jakby na nowo weszło w płomienie, lecz tym razem nie sprawiały one bólu. Nie tego standardowego. Rany.
- Czyli to, co nie skrywa pod sobą kolejnych niespodzianek. Rozumiem - zadanie zdawało się dzięki temu łatwiejsze do wykonania, ale czy faktycznie wymagało ono aż takich starań? Coś w tej opowieści zdawało mu się umykać. Pomimo stopniowo usypianego słowami i gestami mózgu, całość nie dawała mu spokoju. Jakby tkwił w tym korniczak.
- W takim razie czarnomagiczne. Nie znajdziesz o nich za wielu informacji - a na pewno nie tutaj. Kolejne słowa zdawały mu się wręcz cudaczne. Niepasujące. Równocześnie wyczuwał w nich coś przyciągającego go mocniej i mocniej. - Co tobą kieruje w tym momencie?
Nie było to zrozumiałe, to wręczanie mu swoich emocji niczym świątecznego prezentu. Jakby to nie było nic takiego. Dodatkowo, byli dla siebie kompletnie obcy. Nieznane twarze. Kontrola. Zacisnął niezauważalnie palce na wstępie do rytuałów magicznych.
- Skąd przyszedł ci taki pomysł do głowy? Nie jest on sztampowy - druga dłoń zdawała się być swobodna, niespieszna, weryfikująca. Kolejne mignięcie światła, kiedy był gotów już się odsunąć, a natrafił na reakcję. Jawne przekroczenie granicy. Było to za szybkie, a on na moment całkowicie znieruchomiał. Obce, do tego męskie usta zostały przyciśnięte do jego. Ulotne wrażenie, trwające z sekundę, doprowadzające do zwiększonego szumu krwi w głowie. Nie był w stanie słyszeć niczego więcej. Światło ponownie zgasło, pozbywając się dowodu wyraźnie odczutej siurpryzy. Przez chwilę się nie ruszał nim podjął całkowicie nieprzemyślane działanie. Zupełnie jakby nie był w stanie się kontrolować. Znalazł po omacku jego kark, wplatając palce w cienkie jasne włosy, tym samym nie pozwalając mu się uwolnić. Henry nie był w tym absolutnie delikatny. Przycisnął mocno swoje wargi do jego, agresywnie zmuszając go do rozchylenia swoich. Kiedy już osiągnął pożądany efekt i wepchnął mu język do środka w taki sposób, jakby był gotów nim gotów zmiażdżyć wszystko, co stanie mu na drodze, całkowicie odpuścił i go wypuścił.
- Ty mi powiedz.
Dla formalności
Pragnienie, które posiadał Curtis, coraz bardziej przypominało kaprys. Potencjalnie coś bardziej zmiennego niż trwałego. Niestabilnego do utrzymania. Nie rozumiał kto rozsądny chciałby powracać do czegoś tak uciążliwego. Zatrzymywać przy sobie niechciany pakunek. Przypominało to włochate serce, z którym czarnoksiężnik nie potrafił się rozstać.
Yaxley ani myślał się odsłaniać czymkolwiek, nie traktując całej sytuacji ani trochę poważnie. Może sam miał kaprys, a może zbyt mocno upodobał sobie potrzebę rywalizacji i sprawdzenia swoich umiejętności. Chciał też poznać sposób w jaki jasnowłosy działał, co pozwalało mu na skuteczne wykorzystanie manewrów, które do tej pory nie były w stanie Yaxleya ruszyć. A teraz, on, Henry, stał w wypełnionej kurzem i ciemnością alejce, uciszając własny światopogląd. Dobrze znane mechanizmy użyte w kompletnym nieporozumieniu i wciąż liczący na znaczącą przewagę. Równocześnie nie był w stanie postawić się na jego miejscu, bo też nigdy nie miał na tyle znaczącej słabości, żeby chcieć się jej pozbyć.
- Nie wszystko musi przynosić określoną zmianę. Czasami zwyczajnie karmimy swoją ciekawość - odpowiedź była prosta do udzielenia. Nie musiał się nad tym głowić. Nie musiał też bawić się w żadne typowe gry słowne i obdarzać go komplementami. Z powodu też ciszy i namiastki prywatności cenił tę część biblioteki. Było tu wszystko czego potrzebował, a równocześnie można było poczuć na karku oddech ryzyka, że ktoś w każdej chwili postanowi tam wejść po jedną z zapomnianych książek. Na szczęście, zainteresowanie rytuałami nie było aż tak duże, żeby ktoś tak po prostu się zapuścił. Wliczając w to samą bibliotekarkę, która trzymała się bardziej w pobliżu regałów z książkami fabularnymi.
Traktował to jak transakcję, więc dyskrecja była tym bardziej wskazana. Pomyślał o tym, skoro już Curtis zdecydował się to ciągnąć, mając ewidentny interes do niego. Henry nie wierzył w bezinteresowność, więc nie miało jak to go zaskoczyć.
- Mało kto decyduje się na udział w czymś tak niejasnym. Życie to cenna wartość - to nadal było za mało. Powinien to przeczuć, pomimo tego, co robił, jak się poruszał, jak mówił, żeby zabrać mu więcej tlenu. Może w grę wchodziły narkotyki? Henry na nowo przymknął powieki, wdychając tę podstępną woń. A może jednak ten rytuał? Zatruta słodycz. Zastanawiał się czy nie czytał gdzieś o podobnych wrażeniach, sparaliżowanych zmysłach, tlących się pod piersią potrzebach, które wcześniej nie występowały. Ciało zachowywało się tak, jakby na nowo weszło w płomienie, lecz tym razem nie sprawiały one bólu. Nie tego standardowego. Rany.
- Czyli to, co nie skrywa pod sobą kolejnych niespodzianek. Rozumiem - zadanie zdawało się dzięki temu łatwiejsze do wykonania, ale czy faktycznie wymagało ono aż takich starań? Coś w tej opowieści zdawało mu się umykać. Pomimo stopniowo usypianego słowami i gestami mózgu, całość nie dawała mu spokoju. Jakby tkwił w tym korniczak.
- W takim razie czarnomagiczne. Nie znajdziesz o nich za wielu informacji - a na pewno nie tutaj. Kolejne słowa zdawały mu się wręcz cudaczne. Niepasujące. Równocześnie wyczuwał w nich coś przyciągającego go mocniej i mocniej. - Co tobą kieruje w tym momencie?
Nie było to zrozumiałe, to wręczanie mu swoich emocji niczym świątecznego prezentu. Jakby to nie było nic takiego. Dodatkowo, byli dla siebie kompletnie obcy. Nieznane twarze. Kontrola. Zacisnął niezauważalnie palce na wstępie do rytuałów magicznych.
- Skąd przyszedł ci taki pomysł do głowy? Nie jest on sztampowy - druga dłoń zdawała się być swobodna, niespieszna, weryfikująca. Kolejne mignięcie światła, kiedy był gotów już się odsunąć, a natrafił na reakcję. Jawne przekroczenie granicy. Było to za szybkie, a on na moment całkowicie znieruchomiał. Obce, do tego męskie usta zostały przyciśnięte do jego. Ulotne wrażenie, trwające z sekundę, doprowadzające do zwiększonego szumu krwi w głowie. Nie był w stanie słyszeć niczego więcej. Światło ponownie zgasło, pozbywając się dowodu wyraźnie odczutej siurpryzy. Przez chwilę się nie ruszał nim podjął całkowicie nieprzemyślane działanie. Zupełnie jakby nie był w stanie się kontrolować. Znalazł po omacku jego kark, wplatając palce w cienkie jasne włosy, tym samym nie pozwalając mu się uwolnić. Henry nie był w tym absolutnie delikatny. Przycisnął mocno swoje wargi do jego, agresywnie zmuszając go do rozchylenia swoich. Kiedy już osiągnął pożądany efekt i wepchnął mu język do środka w taki sposób, jakby był gotów nim gotów zmiażdżyć wszystko, co stanie mu na drodze, całkowicie odpuścił i go wypuścił.
- Ty mi powiedz.
Dla formalności
Rzut d100-15: 45 -15 = 30
I may not have been sure about what really did interest me,
but I was absolutely sure about what didn't.