Gdyby ktoś przed kilkoma miesiącami powiedział jej, że jej relacje z Lenore rozwinie się w takim kierunku i tak dynamicznie, pokręciłaby nie dowierzając głową, ewentualnie poklepałaby go po ramieniu z radosnym "a w tej bajki były smoki?". Nadal nie mogła uwierzyć w swoje szczęście, więc żeby mu jeszcze trochę do pomóc, postanowiła w końcu zorganizować im randkę z prawdziwego zdania, by przy okazji wybadać na czym stoi, czy mogła już nazywać Len swoją drugą połówkę, czy jeszcze nie? Za wcześnie, a może Krukonka miała inne plany względem niej i wcale nie szukała miłostek, skupiona na wyższych celach, choćby nauce? Tyle pytań i zero odpowiedzi. Nie mogła przez nie spać w nocy, więc wzięła w końcu sprawy w swoje ręce, chociaż środki jakie podjęła, były dość drastycznie i nie miały nic wspólnego z delikatnością, czy dyskrecja. Zrobiła to tak, jak umiała najlepiej, z przytupem. W zatłoczonej Wielkiej Sali podczas śniadania.
Krok pierwszy: odszukać Lenore pośród jej kruczych braci i sióstr.
Zrealizowała go już na wstępie, bo charakterystyczna burza włosów Scarborough rzucała się w oczy, jak mało która fryzura.
Krok pierwszy: podejść i zapytać jak człowiek cywilizowany czy ma czas wieczorem.
Tutaj sprawy już się pokomplikowały. Echols to chaos. W głowie i na głowie. Pierwsze robiła, potem myślała, nigdy na odwrót i tak było też w tym przypadku. Jakimś cudem przebiła się przed harmider, jaki wytworzył się przy stole Ravencalwu, gdy wykorzystują całą siłę przepony wykrzyczała: "spotkamy się dzisiaj wieczorem na oficjalnej randce?" To i czy ktokolwiek zmierzył ją spojrzeniem, to nie miało żadnego znaczenia. Liczyła się tylko Lenore. W tamtej chwili patrzyła tylko na nią. Z uśmiechem. Z lekkimi rumieńcami na policzkach. Z ekscytacją w oczach. Pierwsze płoty za płoty, potem się będzie martwić co dalej. Jej radość była niepojęta, gdy Len się zgodziła i znowu zrobiła coś nie planowanego. Podeszła do niej, objęła i cmoknęła prosto w usta.
Plan randki miała w głowie od dawna, ale czekał na realizacje. Nie był skomplikowany i raczej dość... egoistyczny, bo chciała pokazać jej cząstkę samej siebie. Potrzebowała w tym celu akwenu, a jedyny akwen sporych rozmiarów, jaki mógł zagwarantować im trochę prywatności, to ten znajdujący się w łaźni prefektów. Wynudzenie kogo trzeba o hasło nie stanowiło dla niej żadnego wyzwania. Zorganizowanie prowiantu też. Wszystko było takie proste. Zbyt proste. Tak proste, że wpadła w lekką panikę, gdy tak czekała na Lenore. Obawa, że nie przyjdzie z minuty na minutę rosła coraz bardziej, ale Krukonka nie dostarczyła jej rozczarowania. Zjawiła sie o czasie i Julie mogła działać, a pierwszej kolejności zasłoniła jej oczy opaską i wyszeptała cicho: "chodźmy". Splątała ze sobą ich palce, prowadząc Krukonkę na właściwie miejsce ich randki, nie zdradziwszy go jej wcześniej.
-
Prosto, przed siebie - krótka instrukcja na początek.
@
Lenore Scarborough